Dlatego, że był to eksperyment, bo ogrodnik raczej ze mnie początkujący, przygotowałam tylko jedną doniczkę z szafirkami do pędzenia.
Wspierałam się przy tym artykułem z portalu NaOgrodowej.
W październiku (chyba w październiku, bo sobie nie zapisałam) wysadziłam szafirki do doniczki. Doniczka została podlana i powędrowała do lodówki. W artykule przeczytałam, że mają przebywać w miejscu zaciemnionym i temperaturze poniżej 10 st. C przez minimum 13 tygodni. Jedyne nadające się miejsce to lodówka, chyba, że macie jakieś inne pomysły?
Po tych kilkunastu tygodniach szafirki zostały wyciągnięte z lodówki (dokładnie 2 stycznia). I wyglądały tak:
Z lodówki powędrowały na okno, lekko ogrzewanego garażu. I po ośmiu dniach liście nabrały zielonego koloru (zmiana koloru wynika z tego, że rośliny rosnące w ciemności produkują żółty/zielono -żółty barwnik -tylko nie pamiętam jak się nazywał, który pod wpływem światła zmienia się w chlorofil) i zaczęły się rozchylać (10 stycznia):
Zauważyłam, że po przeniesieniu do domu szafirki owszem zaczęły bardzo szybko rosnąć, ale potrzebowały też dużo wody. W niektóre dni zdarzało się, że rano zanim je jeszcze podlałam liście były "klapnięte". A to zdjęcia szafirków z 10 lutego, zaczynają kwitnąć :D
A oto mój ciekawski kot :) Wszędzie musi wejść, wszystko zobaczyć. W sumie to taki kot ogrodnika, najbardziej lubi obserwować prace w grządkach, czy na rabacie. Chodzi ze mną zbierać pomidory, truskawki czy poziomki. Jednak jego "pomoc" staje się uciążliwa przy pieleniu. Kieruje wtedy swój atak na moje ręce, ale znalazłam na to sposób, wystarczy, że potrząsnę kocimiętką - od razu ucieka :D (a przecież kupiłam ją specjalnie dla niego). Ot taki trochę dziwny kot.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz