poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Migawki

z ostatnich dwóch tygodni.

Wymyśliłam sobie, że "Migawki" będą dobrym sposobem podrzucenia Wam ciekawych pomysłów, bo do regularnego publikowania postów nie mam jakoś motywacji.

Na początek kwiaty jednoroczne. Pięknie zdobią warzywnik, lubię rabaty całe skomponowane z jednorocznych, ale dość długo, zanim zakwitną jest na nich zielono. W tym roku dosiewałam jednoroczne też na rabacie bylinowej.

Czarnuszka damasceńska jest ze mną od kiedy zaczęłam interesować się własną uprawą ziemi. Jej nasiona wykorzystuję też kulinarnie, jako dodatek do bułek czy paluszków grissini. Wolę jej smak od smaku nasion czarnuszki siewnej, które dostaniemy w zielarskim pod nazwą czarnuszka.


Pierwszy raz mam w tym roku groszek pachnący ("zapaszowy"). Niestety nie przycinałam go intensywnie na bukiety i powoli nadchodzi jego koniec. Zbieram już z niego nasiona.


Tegoroczne odkrycie! Maczki kalifornijskie. Chyba jedna z moich ulubionych tegorocznych roślin.


Nagietki wykorzystuję na bukiety, ale robię też np. mydło z jego płatkami. Planuję też zrobić z nim jakieś bułeczki czy muffinki, ale to się pochwalę. Na drugim zdjęciu te "rumiankowe" kwiatuszki to chyba 'wrotycz baldachogroniasty'. Tak podejrzewam. Sam się przyprowadził i całkiem fajnie komponuje się z maczkami i nagietkami.



Próbuję też swoich sił w układaniu bukietów z tego co mam pod ręką. Na początku nie było najlepiej, ale ten bukiet się mi podoba. Nawłoć (kanadyjska?) + nagietek. A tak przy okazji to nawłoć całkiem dobrze się suszy, co prawda nie zachowuje swojego żółtego koloru, ale kształt kwiatów dobrze prezentuje się w bukietach.


W poprzednią niedzielę powstał też taki wianek z wrotyczu pospolitego, jako baza służą gałązki wierzbowe.


Wiedzieliście, że aksamitki ukorzeniają się podobnie jak pomidory? Przez przypadek złamałam wysoką aksamitkę, włożyłam do wody (bo szkoda, bo kwitnie). A tu taka niespodzianka.


Piekłam też Hermana (chlebek szczęścia/watykański) i przy okazji chciałam się z Wami podzielić patentem na rozdawanie go znajomym. Otóż prawda jest taka, że jak się już ma Hermana to potem trudno go komukolwiek podarować (no wiecie, jak go karminie, on tam rośnie, a potem dzieli się go na cztery części, z jednej piecze się ciasto, a trzy daje przyjaciołom, rodzinie). W związku z tym, te trzy części, które miałabym rozdać znajomym zamrażam. Gdy mam ochotę go upiec, wyciągam jedną, zostawiam na noc. Gdy odmarznie, dodaję jajka, olej, czekoladę, itd... A gdy w zamrażarce zostanie mi tylko jedna porcja, po odmrożeniu rozmnażam ją.
Przy okazji to moimi ulubionymi dodatkami do Hermana są brzoskwinie i czekolada :)



wtorek, 15 kwietnia 2014

Punkt przegięcia i podglądamy, co nowego w ogrodzie

Ostatnimi czasy miałam już dość tej mojej pasji ogrodniczej, wyrzucałam sama sobie, że za dużo sobie tego wzięłam na siebie, za dużo chce uprawiać i w ogóle wszystko to mi nie wychodzi, wszystko na nic i tak dalej... Taka ogrodnicza depresja. Ale dziś chyba jest taki punkt przegięcia, bo z jednej strony dziś wszystko mnie denerwowało (wzięłam się za przesadzanie pomidorów i porządki, żeby zrobić miejsce dla sadzonek winogron) z drugiej strony złapał mnie zapał do pracy, zaczęłam na nowo planować rabaty, które chce założyć tego roku, chwyciłam aparat i porobiłam parę fotek, choć ostatnio nie chciało mi się kompletnie robić zdjęć i ogólnie myślę bardziej pozytywnie o tym moim grzebaniu w ziemi. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.

A teraz jeśli macie ochotę, polukajcie, co w ogrodzie:

Nie pamiętam, żebym sadziła takie pierwiosnki, no chyba, że moja Mama? Albo może sama się posiały, skądś? Ale czy to możliwe?


Takie o wielkich kwiatach Mama kupiła w zeszłym roku i przezimowały (o dziwo), ciekawe czy w kolejnych zimach też będą miały tak dobrze:


Te to już na pewno są przybyszami, trochę nie pasują pokrojem do innych pierwiosnków, ale przecież ich nie wyrzucę :D


Tu jeszcze dwa zdjęcia z początku miesiąca. Te pierwiosnki uprawiała moja babcia:



Zaczynają kwitnąć niezapominajki, nie macie wrażenia, że w tym roku wszystko jest jakoś szybciej?


O ile sobie przypominam siałam białe i różowe... No cóż... Przyroda


Poczyniłam sobie takie wigwamy na groszek pachnący, ale jakoś jeszcze nie wyrasta (mam nadzieję, że nie będzie moją kolejną ogrodniczą porażką, a jak będzie to posieję tam coś innego). A ten orzech obok idzie do usunięcia:


To na zdjęciu to lwia paszcza, i chyba mnie wzrok nie myli, że to jest żywe. Wydawało mi się, że lwia paszcza to jednoroczna jest. Ktoś coś wie na ten temat?


Zakwitła mi nektaryna :D W tamtym roku przemarzła, więc radość tym większa:


A tu czosnki ozdobne z wymianki nasionkowej na NaOgrodowej.pl o których już Wam pisałam


I kilka fotek z warzywnika, gdzie zostawiliśmy rośliny z poprzedniego roku, aby zakwitły

Pory:


A tu cebula, a w tle sałata, którą posiałam jesienią i przezimowała pod białą włókniną:


Dobranoc,
Klajka

niedziela, 23 marca 2014

Wiosna, już prawdziwa wiosna.

Wybrałyśmy się dziś z koleżanką na dość długi spacer, trochę, żeby pogadać, trochę, żeby pooglądać przyrodę. Chciałam jeszcze pozyskać trochę soku z brzozy (butelkę zostawiłam na gałązce na noc - mam nadzieję, że jutro coś tam znajdę :D). A oprócz tego chciałam ofocić kilka miejsc obok naszego parafialnego kościoła, jednak tam nie dotarłyśmy. Za to Magda pokazała mi inne fajne miejsce. I choć mieszkam tu już 20 lat, jakimś cudem byłam tam dopiero (chyba) drugi raz w życiu. Ale popatrzcie na zdjęcia, obrazki fantastyczne.

Na początek kilka znanych wszystkim, takich swojskich roślinek.

Zawilce:


I mocno już rozkwitłe bazie:



Nie wiedziałam, że barwinek już kwitnie, a tu niespodzianka. Chciałabym w tym roku wprowadzić go do mojego ogrodu. Jednak ten rosnący dziko jest pod ochroną.




Kowal bezskrzydły, który mam nadzieje pojawi się jeszcze na zdjęciach, bo znalazłam miejsce, gdzie wygrzewają się w dużych grupach :D



Pojawiają się też już całe łany pierwiosnków (objęty częściową ochroną).




A tu zdjęcie narcyzów, obok domu, który jak twierdzi moja koleżanka jest opuszczony. To piękne, że mimo tego, że ludzie odchodzą z tego świata, rośliny przez nich uprawiane, ogrody przez nich uprawiane ciągle trwają.


I na koniec zdjęcia kwiatuszków, których nazw nie znam. Jak poznam to dopiszę :)







A jutro mam nadzieję pokaże Wam migawki z ogrodu, bo w sobotę zabrałam się porządnie do pracy.

czwartek, 13 marca 2014

Chleb codzienny z ziarnami.

Kolejny już przepis na chleb. Mam nadzieję, że będzie się ich pojawiało coraz coraz więcej. Dziś chleb na zakwasie żytnim. Zdecydowałam się prowadzić dwa zakwasy. Wiem, że z pszennego można bardzo szybko uzyskać  żytni i odwrotnie, ale tak jak robię jest mi wygodniej, mam większą swobodę w przygotowaniu różnego pieczywa.

Dziś przepis na chleb, który wymyśliłam sama. Po prostu poniosła mnie trochę wyobraźnia pieczeniu. Jak dotąd jest to nasz ulubiony.


Składniki:
  • 480 gram zakwasu żytniego
  • 1 kg mąki pszennej
  • 100 gram słonecznika
  • 100 gram siemienia lnianego
  • 100 gram płatków owsianych
  • 430 gram mleka
  • 180 gram wody
  • 1 łyżeczka soli
  • ew. 1 łyżeczka suszonych drożdży
Wszystkie składniki przekładamy do miski, wyrabiamy ciasto (wodę należy dodawać stopniowo). Wyrobione ciasto odstawić na 30 minut. Potem uformować 4 bochenki (po ok. 600 gram). Odstawić do wyrośnięcia na 1 - 2 godziny. Piec w 230 st. C przez 10 minut, potem zmniejszyć temperaturę do 200 st. C i piec kolejne 10 minut, znowu zmniejszyć temperaturę, tym razem do 180 st. C i piec 20 - 40 minut (aż wierzch stanie się rumiany, lekko brązowy, a bochenek "postukany" palcem/drewnianą łyżką/trzonkiem noża w spód wyda głuchy dźwięk).



środa, 12 marca 2014

Pszenno - żytni na zakwasie.

Pozostajemy w temacie chlebowym. Chyba Wam już pisałam, że zabrałam się za "hodowanie" zakwasu? Tak więc dziś pierwszy przepis na wykorzystanie go. Prosty, taki zwyczajny, codzienny chlebuś.


Składniki:

  • 300 gram zakwasu pszennego
  • 300 gram mąki pszennej (typ dowolny)
  • 75 gram mąki żytniej
  • 160-200 gram wody
  • płaska łyżka soli
  • można dodać jakieś przyprawy, np. kminek
  • ja dodaje jeszcze płaską łyżeczkę suszonych drożdży, dlatego, że mam jeszcze młody zakwas i z drugiej strony chciałabym przyspieszyć pieczenie chleba
Wszystkie składniki wrzucić do miski i wyrobić, jedynie wodę dodawać stopniowo wodę (jeśli dodacie zbyt dużo wody i chleb nie da się uformować w bochenek, bez paniki, można go upiec w keksówce). Wyrabiać ciasto należy, aż do momentu, gdy zacznie odstawać od ścianek miski. Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia. Potem uformować bochenek (lub przełożyć do keksówki). Odstawić do wyrośnięcia na 1 - 2 godziny. Piec w 230 st. C przez 10 minut, potem zmniejszyć temperaturę do 200 st. C i piec kolejne 10 minut, znowu zmniejszyć temperaturę, tym razem do 180 st. C i piec 20 - 40 minut (aż wierzch stanie się rumiany, lekko brązowy, a bochenek "postukany" palcem/drewnianą łyżką/trzonkiem noża w spód wyda głuchy dźwięk).



źródło: "Kuchnia Polska" Małgorzata Puzio

wtorek, 11 marca 2014

Obiecany graham.

Gdy go zrobiłam byłam zdziwiona, ile można "wycisnąć" z chleba na drożdżach (miła odmiana po prezentowanym tu wcześniej chlebie cebulowym - ten bardziej przypomina chleb niż bułkę :D a tak btw z przepisu na ten cebulowy chleb chyba przygotuję bułeczki, bo siostra się domaga, żebym w końcu go zrobiła, bo jej bardzo posmakował). Ten jest bardzo prosty do wykonania i naprawdę smaczny.


Składniki:

  • 50 dag mąki pszennej graham (typ 1850)
  • 3 dag drożdży
  • 10 dag otrębów pszennych (można pominąć lub zastąpić np. słonecznikiem)
  • 1 łyżka oleju
  • sól
Dwie blaszki wysmarować olejem i posypać otrębami/mąką. Drożdże wymieszać z 4 łyżkami letniej (!) wody. Mieszać, aż do rozpuszczenia. Dodać 3 łyżki mąki. Wymieszać. Odstawić do wyrośnięcia.
Gdy rozczyn podwoi objętość dodać resztę mąki i otręby, ok. 2 szklanki wody, ok. 2 łyżeczki soli. Wyrobić (ja wyrabiam mikserem - najprostszym Zelmerem, ale hakami do ciasta). Ciasto przełożyć do foremek (można też do jednej, wtedy będziecie mieć kromki takiego normalnego rozmiaru, ale trzeba oczywiście piec dłużej). Odstawić do wyrośnięcia. Piec w 180 st. C. Książka podaje, że piec przez 1 godzinę, jednak wydaje mi się to trochę za dużo (powinno wystarczyć 40 minut). Po prostu sprawdzajcie "do suchego patyczka".



źródło: jakaś książka o zdrowym żywieniu, ale bez okładki :P